Emocje Polaków a semantyka

Napisany przez dnia wrz 16, 2014 w blog

Emocje Polaków a semantyka

Jako coach kobiet przedsiębiorczych i przedsiębiorców pracuję najczęściej z osobami, które prowadzą swoje firmy, albo chcą zamienić korporację na własną firmę. Większość osób, które przychodzą na coaching, albo szkolenia rozwojowe to ludzie bardziej świadomi siebie i swoich potrzeb niż przeciętnie. Co interesujące wiąże się to również z większym niż przeciętnie krytycyzmem wobec siebie, większymi wymaganiami i wysoko postawioną poprzeczką. Wszystkiemu często towarzyszą negatywne emocje. Amerykańscy naukowcy zrobili niedawno serię badań z odczuwaniem stanów emocjonalnych u przedstawicieli różnych narodów i związaną z tym ilość słów opisujących te stany. Wśród badanych również Polacy. Wyniki są zaskakujące: w języku angielskim słów i związków frazeologicznych opisujących pozytywne stany emocjonalne jest 432, negatywne 416. Podobna równowaga panuje w języku francuskim, hiszpańskim, a nawet niemieckim. W języku polskim jest trochę inaczej. Słów i związków frazeologicznych opisujących negatywne stany emocjonalne mamy 584, pozytywne 192. Jesteśmy na przedostatnim miejscu… Jakie wnioski można wyciągnąć dla siebie z tego badania? Najprostszy nasuwa się sam. Kluczem do naszych emocji jest semantyka. Wyrazy, jakich używamy mogą i wpływają na naszą podświadomość. A ona wpływa na nasze postrzeganie siebie, swoich możliwości i wiarę w osiągniecie celu. Wpływa na nas. Wracając do „problemu”. Wszystkim osobom, które lubią używać i nadużywać słów: „mam problem, nie wychodzi mi, nie potrafię” mówię: nie masz problemu. Natrafiłaś/eś na swój PUNKT ROZWOJU. Jesteś szczęściarzem, bo wiesz, że jak rozwiniesz ten punkt będziesz już innym człowiekiem. Większość twarzy natychmiast się rozpromienia. Spróbujcie sami. Zamiast wypowiadać słowo „mam problem” mówcie „to jest mój punkt rozwoju”. Poczujcie inny wektor ładunku emocjonalnego, jaki niesie zamiana tych dwóch wyrażeń. To najprostsze, co każda, każdy z Was może zrobić dla siebie już dziś. I najprostszy krok w kierunku...

Czytaj więcej »

Jak być codziennie radosnym

Napisany przez dnia sie 18, 2014 w blog

Jak być codziennie radosnym

Wszyscy bez wyjątku wiedzą, że radość jest dobrem, o które należy zabiegać. Dosyć popularne jest przekonanie, że ludzie dzielą się na optymistów i pesymistów. Że tym pierwszym żyje się lepiej, bo z założenia widzą świat w jaśniejszych i radośniejszych kolorach. A tym drugim żyje się gorzej, bo nie są tak zabawni, ale za to są ostrożniejsi, bardziej przewidujący, a nawet lepiej planujący. Oczywiście lepiej w przeciwieństwie do optymistów, którzy życie biorą bardziej na żywioł, mniej planują, a i tak im wychodzi. Mało tego, żyją dłużej, nie siwieją od zmartwień i są powszechnie lubiani. Cały powyższy akapit pełen jest przekonań, z których na co dzień nie zdajemy sobie sprawy, a które kierują naszym zachowaniem i naszymi wyborami. A gdyby tak zawiesić dla potrzeb dyskusji moc powyższych przekonań i zrobić inne założenie: RADOŚĆ JEST WYBOREM. Jeszcze raz, zatrzymaj się nad tym zdaniem: RADOŚĆ JEST WYBOREM. Co to znaczy teraz dla mnie? Skoro radość jest wyborem, to nie ma znaczenia, czy jestem optymistą, czy pesymistą. Mogę dzisiaj postanowić, że każdego dnia wybieram radość, każdego dnia rano wybieram bycie radosnym dzisiaj. Teraz trzeba zdecydować, opisać co dla mnie oznacza bycie radosnym. Jak ta radość ma się przejawiać w moim zachowaniu, jak ją mają widzieć inni. Np. dla mnie bycie radosnym to cieszenie się z tego, że żyję, że świeci słońce, że pada deszcz, że dzieci są zdrowe i poszły dzisiaj do przedszkola. To uśmiech na mojej twarzy i radosne witanie się z napotkanymi ludźmi. Nie bez kozery Facebook pełen jest haseł: „uśmiechnij się, a świat uśmiechnie się do Ciebie” itd. Trzeba wybrać nastawienie. Świat jest piękny sam w sobie, wszystko zależy od tego, na co patrzymy i jak to postrzegamy. Możemy spojrzeć na piękne kwiaty i się uśmiechnąć, albo wyszukać wzrokiem plamy na dywanie i wkurzyć się na cały dzień. Nastawienie tez jest wyborem. Wiecie, że amerykańscy uczeni robili badania nad wpływem ułożenia mięśni twarzy na poziom serotoniny i endorfin w mózgu człowieka? Otóż dawano ludziom patyczki do ust tak skonstruowane, aby „wymuszały” ułożenie mięśni, jak do uśmiechu. Wyniki są zaskakujące. Nawet sztuczne położenie mięśni imitujące uśmiech na twarzy powoduje wzrost serotoniny i endorfin w mózgu ludzi. Co to oznacza? Że jeśli uśmiechniemy się parę razy do innych osób, to automatycznie wzrośnie poziom hormonów szczęścia w mózgu. Kolejne uśmiechy będą już łatwiejsze. Tym bardziej, że ludzie zaczną odwzajemniać nasze uśmiechy. Radość jest jak kamyczek puszczony z góry. Spadając, zabierze ze sobą kolejne kamyczki. Na dole zrobi się z nich lawina. Każdy Twój dzień może wyglądać jak lawina radości. Wybór należy do...

Czytaj więcej »

Prawo do siebie

Napisany przez dnia sie 12, 2014 w blog

Prawo do siebie

Żyjemy w zaawansowanym technologicznie społeczeństwie. Chcemy, jak najwięcej osiągnąć, zdobyć, zobaczyć. Niewielu jednak pamięta o czymś tak podstawowym, jak sens. Na jednej z sesji coachingowych Klient otrzymał zadanie, aby wyobrazić sobie, że lekarz mówi mu, iż zostało mu jeszcze 3 miesiące życia. Pytanie brzmiało oczywiście: jak chciałby spędzić te ostatnie 3 miesiące? Klient wziął kartkę i zaczął szybko pisać. Pisał prawie bez ustanku kilka minut. Wreszcie głęboko westchnął i powiedział: już. Coach pokiwał głową i zachęcił do przedstawienia planów. Klient zaczął czytać to, co wcześniej pisał. Okazało się, że pierwszą rzeczą była sprzedaż mieszkania, a potem były już tylko punkty na mapie świata, które Klient chciałby zobaczyć, odhaczyć, zaliczyć, dokonać. Klient czytał najpierw pośpiesznie, od czasu do czasu coś tłumacząc i wyjaśniając. Po chwili zwolnił jednak tępo czytania, wreszcie popatrzył przed siebie i powiedział: przecież to wszystko bez sensu… Coach zapytał: a co ma sens? Jeśli myślisz, Czytelniku, że dowiesz się, co ma sens, to Cię rozczaruję. Każdy na pytanie: co ma sens? powinien odpowiedzieć sobie sam. Dlaczego? Bo dla każdego z nas sens życia jest inny. Jest w innym miejscu, na innym poziomie, brzmi inaczej, pachnie inaczej, ma inną strukturę i inaczej do nas pasuje. Pytanie o sens życia było stawiane od początku istnienia homo sapiens. Niektórzy filozofowie żartują, że człowiek pierwotny postawił pytanie o sens swojego istnienia patrząc w rozgwieżdżone niebo i drapiąc się kością mamuta w plecy. Jakkolwiek to wyglądało stawiamy je i my. Ci, którzy go nie stawiają gubią istotę i cel swojego życia. A życie bez sensu kończy się marnie. Sens trudno zdefiniować – ile nurtów filozoficznych, psychologicznych, antropologicznych, tyle definicji. A jednak każdy z nas wie, że chodzi o coś podstawowego, fundamentalnego, albo/i coś metafizycznego, przekraczającego i ukierunkowującego życie. Kiedyś w książce, której niestety ani tytułu, ani autora nie pamiętam (ale prawie wiem, gdzie ją szukać, więc pewnie znajdę) mała dziewczynka mówiła, że wszystko można sprowadzić do kropki, dlatego największym sensem jest kropka. Wiecie, jak wszystko można sprowadzić do kropki? Weźcie dowolną rzecz i „rzućcie” jej cień na ścianę. Powstanie cień dowolnej rzeczy. Teraz ten dwuwymiarowy cień „weźcie do ręki i znowu rzućcie go na ścianę”, przekręcając o 90o. Oczywiście w wyobraźni. Powstanie linia prosta. „Weźcie ją i jeszcze raz przekręćcie o 90o rzucając cień, cienia, cienia na ścianę”. Powstanie …kropka. Można tak zrobić z dosłownie każdą rzeczą na świecie – wieżą Eiffla, długopisem, słoniem, baobabem. W tych największych przypadkach radzę użyć wyobraźni zamiast oryginałów. Powyższe opowiadanie  prowadzić ma do jednego wniosku – sens jest prosty. Każdy sens jest prosty, jasny, klarowny. I każdy ma prawo do siebie, do posiadania własnego sensu. Prawo do siebie, choćby inni go nie rozumieli. Niemniej sens ma być prosty. Jeśli nie jest tzn., że to jeszcze nie ten ostateczny cel, że jeszcze trzeba przekręcić cień cienia. Sens jest prosty. I w tej prostocie może się okazać, że wszyscy mamy ten sam sens. Bo da się go sprowadzić...

Czytaj więcej »

Założenia coachingu

Napisany przez dnia mar 21, 2014 w blog

Założenia coachingu

Wokół coachingu narasta ostatnio wiele rozbieżnych opinii. Jedni mówią, że świetnie działa w ich życiu. Inni, że to czysta manipulacja i ucieczka od odpowiedzialności. Czym jest zatem coaching? W moim rozumieniu coaching jest procesem wzmacniającym indywidualny, stały i kompleksowy rozwój kompetencji człowieka lub organizacji. Coaching inspiruje, rozwija nowe strategie zachowań oraz pozwala osiągać zamierzone cele i rezultaty. Proces ten oparty jest na sesjach coachingowych, trwających od 30 min do godziny. Zazwyczaj jest ich 4-6, czasem więcej. Są to odbywające się z częstotliwością co ok. 2 tygodnie spotkania klienta z coachem, podczas których dzięki umiejętnie stawianym pytaniom, odpowiednio dobieranym narzędziom oraz określonej postawie coacha, klient sam odkrywa swoje umiejętności, możliwości, kreatywnie rozwiązuje problemy, znajduje drogę do osiągnięcia celu oraz zyskuje wyższą motywację. Dlaczego jest to takie ważne, żeby klient sam odpowiadał sobie na pytania? Bo tylko on zna naprawdę odpowiedzi najważniejsze dla niego. Rozwiązanie tego samego problemu dla 3 różnych osób będzie inne. Weźmy prosty przykład – co lubisz jeść na śniadanie? Ha, ha, śmieszne, prawda? Rogaliki z dżemem i kawą, płatki z mlekiem i jajka smażone na wiejskiej kiełbasie. Kto z Was ma inne ulubione danie? No właśnie, i dlatego własna odpowiedź klienta w odpowiedziach na pytania: „Jak najlepiej postąpić w tej konkretnej sytuacji?” jest najważniejsza i najtrafniejsza. Dlatego coaching prowadzi do zmiany, dlatego jest skuteczny, dlatego działa. Siłą coachingu są również jego założenia w stosunku do klienta: ludzie są w porządku tacy, jacy są, nikt nie jest „popsuty”, nikogo nie trzeba naprawiać; każdy dysponuje wszystkimi zasobami, jakich potrzebuje, by osiągnąć swój cel; ludzie podejmują najlepsze decyzje, do jakich mają dostęp w danym momencie; za każdym zachowaniem człowieka stoi pozytywna intencja; zmiana zwiększa wybór i możliwość wykorzystania zasobów człowieka. Powyższe zasady są jednym z principiów rozmów coacha z klientem. Tu należy też doszukiwać się różnic z doradztwem, psychoterapią czy rozmowach z psychologiem, lub z mentorem. To, co odróżnia coaching jest też praca z teraźniejszością i przyszłością. Jeśli klient podczas sesji wraca do przeszłości, to tylko po to, aby wziąć z niej dobry przykład i przenieść w przyszłość, albo… jeszcze nie jest gotowy do coachingu, a raczej na psychoterapię. I nie ma w tym nic złego. Jako coach współpracuję z psychoterapeutami i z psychologami. Odsyłamy sobie klientów, po prostu dla ich dobra. Dlaczego o coachingu jest w ostatnich latach coraz głośniej? Wzrastająca popularność coachingu wynika m.in. z faktu, że pomaga on zarówno poszczególnym osobom, jak i organizacjom uzyskiwać optymalne tempo rozwoju i przełomowe efekty działania, co z kolei przekłada się na wymierne, mierzalne, wielopoziomowe korzyści. Są różne specjalizacje w coachingu: coaching biznesowy, życiowy, zdrowia, kariery, rodzicielski, a nawet spa coaching. Ponieważ człowiek żyje i działa jako jedność, w ramach której nie da się rozdzielić jednoznacznie człowieka-menedżera, człowieka-pracownika, człowieka-ojca/matkę, człowieka-męża/żonę firma Sedmo proponuje metacoaching, czyli coaching integralny. Jest to coaching, w ramach którego można rozwiązywać dylematy oraz wyznaczać cele przenikające wszystkie aspekty życia klienta, zarówno poziom zawodowy, jak i osobisty, życiowy,...

Czytaj więcej »

Celowe cele

Napisany przez dnia sty 2, 2014 w blog

Celowe cele

Od kilkunastu lat nastała w Polsce tradycja wyznaczania celów na Nowy Rok. Jak miałam kilkanaście lat cele dla wszystkich były takie same i tak samo trudne – przeżyć, mieć co do garnka włożyć, nie dać się pobić, mieć się co napić nie tylko na Sylwestra. I nikt ich wyznaczać nie musiał. Teraz przeszliśmy na wyższy poziom w drabinie Maslowa. Garnki pełne, przeżycie zapewnione, przynajmniej w większości, z tym pobiciem różnie bywa, kieliszki pełne, kiedy tylko chcemy i czym tylko chcemy. Ba, i pewnie dlatego ponoć Polacy piją mniej. Ale do rzeczy. Skoro najniższe potrzeby mamy zapewnione, szukamy wyższych celów. Większość moich znajomych ma jasne, wyższe cele – schudnąć, biegać, rzucić palenie, rzucić picie, ewentualnie rzucić męża(żonę), albo kochanka. Hmm, i tak zresztą co Nowy Rok wyznaczamy stare „nowe” cele, bo nic z tego się nie udało w ubiegłym roku osiągnąć. No i każdy pyta: dlaczego? Dlaczego nie mogę osiągnąć celów? Ponieważ nie umiesz ich dobrze wyznaczać. Jak dobrze wyznaczać cele? Po pierwsze: Cel powinien zostać tak sformułowany, żeby odpowiadać na pytanie CO? I musi być REZULTATEM jakiś działań. Od razu rzuca się w oczy, że żaden z powyższych celów nie jest poprawnie sformułowany. A to niestety utrudnia jego realizację. Jak zamienić powyższe cele na takie, które będą odpowiednio sformułowane? Schudnąć, biegać, rzucić palenie i rzucić picie są działaniami jednego rezultatu, np. cel w tym przypadku może brzmieć: dobre zdrowie, ładna sylwetka lub inny na jakim nam zależy. Zapisz ten cel w swoim nowym kalendarzu, planerze, notatniku na Nowy Rok. Po drugie: Cel powinien mieć określone jasne DLACZEGO?  Gdy uzmysłowisz sobie, gdy nazwiesz powody, dla których chcesz mieć to COŚ, np. dobre zdrowie, łatwiej będzie określić, jak bardzo Ci na tym zależy. Czy tylko trochę dzisiaj, czy myślisz o tym już od dawna, bo kolega w Twoim wieku niedawno miał zawał. DLACZEGO warto spisać w tuż pod celem. Przypisz każdemu dlaczego wartość od 1 do 10. A ten powód, lub te powody, którym nadasz wartość 10 wpisz na pierwszych miejscach pod celem. Potem zastanów się, jak będziesz się czuł, gdy już osiągniesz ten cel, np. dobre zdrowie. Co Ci to da? Co będziesz mógł robić, czego teraz nie możesz? Jak zareagują na osiągniecie tego celu Twoim najbliżsi, Twoi przyjaciele, współpracownicy? Co Ci wtedy powiedzą? Poczuj to, usłysz, zasmakuj zwycięstwo. Po trzecie: Cel musi mieć wyraźne JAK. Zastanów się i spisz, w jaki sposób możesz osiągnąć Twój cel. Teraz jest czas na działania. Biegać – ok., ile, jak często, z kim, w co się ubierzesz, gdzie będziesz biegać? Spisz wszystkie składowe każdego działania. Wyznacz każdemu działaniu punkty kontrolne, np. jeśli chcesz biegać trzy razy w tygodniu i jeden dzień nie wyjdzie, to w który dzień nadrobisz? Po czwarte: kto może Ci pomóc w osiągnięciu celu? Komu o tym powiesz? Kto może Cię wesprzeć? Spisz wszystko, co przyjdzie Ci do głowy, ponumeruj ludzi w taki sposób, abyś wiedział, czyja pomoc będzie najcenniejsza,...

Czytaj więcej »

Krzywe pierniczki na Święta

Napisany przez dnia gru 20, 2013 w blog

Krzywe pierniczki na Święta

Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia. Właściwie, patrząc na ilość choinek na około i nieustannie puszczanych kolęd lub piosenek kolędopodobnych w sklepach można by powiedzieć, że święta już dawno przyszły. Do prawdziwej wigilii zdążą nam się znudzić i kolędy i choinki i bańki i nawet prezenty. Ho, ho, ho z każdego kąta, z każdej wystawy… no ileż można? Kup to, kup tamto, uszczęśliw tego tym, a tamtego tamtym. I szczęśliwa rodzinka z każdej świątecznej reklamy siedzi przy suto zastawionym stole, w białych koszulach, granatowo-czerwonych spódniczkach lub spodniach i uśmiecha się uszczęśliwiona. Na stole barszcz, karp, pierogi i ciasto. W tle błyszczy choinka i trzaska ogień w kominku. Idylla. Polaku, taki masz cel na święta! Hola, hola, czy aby na pewno? Czy taki Polak ma cel na święta? Czy Polak w ogóle zastanawia się jaki ma cel na święta? I czyj to jest cel? Mój? Mamy? Teściowej? Dziadka? Męża? Dzieci? Jaki masz cel Ty? Mój cel jest prosty: w Święta chcę, żeby wszyscy czuli się kochani, potrzebni, żeby jedli to co lubią i otrzymali to, co chcieli. I żebym ja nie padła już w wigilijne południe. Trudne? Szczerze? Kiedyś – niemożliwe do wykonania. Dzisiaj – łatwe.  Zdradzę Wam dlaczego. Prezenty mam kupione. Lubię kupować w październiku i listopadzie – nie ma kolejek, wybór jest duży i są obniżki i promocje, bo wtedy jest tzw. martwy sezon. Skąd wiem, co kupić? Słucham i pytam, to wiem. Choinkę postawimy w salonie w niedzielę, żeby dzieci się przyzwyczaiły i gdyby miała „się” przewrócić, to niech przewraca się na razie nieubrana. Ubierzemy ją w wigilię. Dzieci ubiorą tam, gdzie dostaną, żeby powiesić bańki. Trochę pomoże tata, trochę ja. Skończy się na tym, że na kilku gałązkach, głównie na dole będzie dużo baniek, dużo czekoladek i dużo innych ozdób, a na innych nie będzie nic. Czy mi to przeszkadza? Hmmm… dwa lata temu mój syn ubierał choinkę właśnie w ten sposób, a ja po nim poprawiałam: poczekaj kochanie, powieszę aniołka tu, powieszę bańkę tam. Potem babcia mówi do wnuczka: ślicznie ubrałeś choinkę. A syn odpowiedział: to nie ja, to mama. I od zeszłego roku dzieci ubierają choinkę sami, a my pomagamy mi „dostać wyżej”, biorąc na ręce. Krzywo ubrana? No, krzywo. I co z tego, skoro dzieci szczęśliwe. Ugotuję barszcz w poniedziałek, żeby „poleżał”. Na drugie danie będą ziemniaki z czerwonymi buraczkami i paluszkami rybnymi 100% filet. Dlaczego??? – zapytacie pewnie ze zgrozą, jak moja mama. Bo dzieci zjedzą, a ja będę szczęśliwa, że nikt nie marudzi. Proste? Będzie jeszcze sernik i kompot z truskawek – z tego samego powodu. Aaa i będą jeszcze krzywe pierniczki. Dlaczego krzywe? Bo mój prawie 5 letni syn będzie je wałkował i wykrawał. Niektóre wyjdą, niektóre trzeba będzie pociągnąć, niektóre się urwą i trzeba będzie skleić. No, cóż, ważne, że synek mówi wtedy: Mamusiu, a jestem Twoim super kucharzem? Oczywiście, kochanie, najbardziej super na świecie – odpowiadam. Mogę mieć krzywą...

Czytaj więcej »