Prawo do siebie
Żyjemy w zaawansowanym technologicznie społeczeństwie. Chcemy, jak najwięcej osiągnąć, zdobyć, zobaczyć. Niewielu jednak pamięta o czymś tak podstawowym, jak sens.
Na jednej z sesji coachingowych Klient otrzymał zadanie, aby wyobrazić sobie, że lekarz mówi mu, iż zostało mu jeszcze 3 miesiące życia. Pytanie brzmiało oczywiście: jak chciałby spędzić te ostatnie 3 miesiące? Klient wziął kartkę i zaczął szybko pisać. Pisał prawie bez ustanku kilka minut. Wreszcie głęboko westchnął i powiedział: już. Coach pokiwał głową i zachęcił do przedstawienia planów. Klient zaczął czytać to, co wcześniej pisał. Okazało się, że pierwszą rzeczą była sprzedaż mieszkania, a potem były już tylko punkty na mapie świata, które Klient chciałby zobaczyć, odhaczyć, zaliczyć, dokonać. Klient czytał najpierw pośpiesznie, od czasu do czasu coś tłumacząc i wyjaśniając. Po chwili zwolnił jednak tępo czytania, wreszcie popatrzył przed siebie i powiedział: przecież to wszystko bez sensu… Coach zapytał: a co ma sens?
Jeśli myślisz, Czytelniku, że dowiesz się, co ma sens, to Cię rozczaruję. Każdy na pytanie: co ma sens? powinien odpowiedzieć sobie sam. Dlaczego? Bo dla każdego z nas sens życia jest inny. Jest w innym miejscu, na innym poziomie, brzmi inaczej, pachnie inaczej, ma inną strukturę i inaczej do nas pasuje.
Pytanie o sens życia było stawiane od początku istnienia homo sapiens. Niektórzy filozofowie żartują, że człowiek pierwotny postawił pytanie o sens swojego istnienia patrząc w rozgwieżdżone niebo i drapiąc się kością mamuta w plecy. Jakkolwiek to wyglądało stawiamy je i my. Ci, którzy go nie stawiają gubią istotę i cel swojego życia. A życie bez sensu kończy się marnie.
Sens trudno zdefiniować – ile nurtów filozoficznych, psychologicznych, antropologicznych, tyle definicji. A jednak każdy z nas wie, że chodzi o coś podstawowego, fundamentalnego, albo/i coś metafizycznego, przekraczającego i ukierunkowującego życie.
Kiedyś w książce, której niestety ani tytułu, ani autora nie pamiętam (ale prawie wiem, gdzie ją szukać, więc pewnie znajdę) mała dziewczynka mówiła, że wszystko można sprowadzić do kropki, dlatego największym sensem jest kropka. Wiecie, jak wszystko można sprowadzić do kropki? Weźcie dowolną rzecz i „rzućcie” jej cień na ścianę. Powstanie cień dowolnej rzeczy. Teraz ten dwuwymiarowy cień „weźcie do ręki i znowu rzućcie go na ścianę”, przekręcając o 90o. Oczywiście w wyobraźni. Powstanie linia prosta. „Weźcie ją i jeszcze raz przekręćcie o 90o rzucając cień, cienia, cienia na ścianę”. Powstanie …kropka. Można tak zrobić z dosłownie każdą rzeczą na świecie – wieżą Eiffla, długopisem, słoniem, baobabem. W tych największych przypadkach radzę użyć wyobraźni zamiast oryginałów.
Powyższe opowiadanie prowadzić ma do jednego wniosku – sens jest prosty. Każdy sens jest prosty, jasny, klarowny. I każdy ma prawo do siebie, do posiadania własnego sensu. Prawo do siebie, choćby inni go nie rozumieli.
Niemniej sens ma być prosty. Jeśli nie jest tzn., że to jeszcze nie ten ostateczny cel, że jeszcze trzeba przekręcić cień cienia. Sens jest prosty. I w tej prostocie może się okazać, że wszyscy mamy ten sam sens.
Bo da się go sprowadzić do kropki.
1 Comment
Dla wszystkich, którzy pytali mnie czy wiem już, co to za książka. Wiem! Przyjaciele są jak Anioły i jeden taki Anioł przypomniał mi, że chodzi o książkę „Halo, Pan Bóg? Tu Anna” autor Fynn.